22 września 2013

Niby nic, a jednak ...

Ten tydzień był bardzo trudny, nawał pracy do tego brak głosu przez trzy dni no i na koniec mnie rozłożyło. Dzisiaj chciałabym wam pokazać nad czym pracowałam wczoraj,było przy tym dużo frajdy, małe spięcie i brak prądu, ale na szczęście wszystko się udało.

Plan był prosty, pozostać w sobotę w łóżku i wyleczyć się raz a dobrze, no ale niestety tak się nie stało. Zakupiłam nową lampę i kiedy leżałam na kanapie, cały czas miałam wrażenie, że ona na mnie patrzy i woła POMALUJ! POMALUJ!.

 Tak więc wstałam i zabrałam się do pracy. Lampy pokazywałam już w jednych z pierwszych postów, ale z jednej nie do końca byłam zadowolona. Dlaczego? hmm,dół nie był taki jak sobie wymarzyłam. Na szczęście nie dawno trafiła mi się kolejna okazja no i żal byłoby nie skorzystać.



 Lampa powyżej to nowy zakup, zdjęcia poniżej to stary nabytek.


 No i zabawa z rozkręcaniem...


 ...


 Najbardziej bałam się kabelków, no ale kiedyś trzeba się tego nauczyć.


Niby nic, jeden mały element, a ile potrafi zmienić.



 Po lewej i prawej podstawa starej lamy, środkowe natomiast już po zamianie.


  Dużo ludzi uważa, że kiedy wynajmuje się mieszkanie nie warto nic w nim zmieniać. Po co inwestować skoro nie wiadomo jak długo zostanie się w jednym miejscu. Ja jednak uważam, że zawsze warto wprowadzać jakieś zmiany, żeby poczuć się lepiej. Pokuszę się nawet, by powiedzieć "jak u siebie". A koszty jak widać mogą być niewielkie. Za pierwszą lampę zapłaciłam 30zł, drugą za paczkę kawy, do tego trochę farby a jaki efekt.



 
Podsumowanie: zawsze da się znaleźć coś, co choć trochę przybliży nas do naszych marzeń. Moim marzeniem jest stworzenie wnętrza, w którym będę czuć się dobrze, które będzie odzwierciedleniem mojej duszy. Póki co korzystam z tego co mam, ale na pewno przyjdzie taki dzień, w którym zrealizuję wszystkie swoje pomysły i we własnych czterech ścianach.

Pozdrawiam ciepło Ula


4 komentarze: